Przejdź do zawartości

Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niewinniejszy ze wszystkich. Nie koleją, nie statkiem parowym, pójdziemy przez Wyszehrad równo szosą, prawie ciągle między domami, wszędzie pełno restauracyj, cóż ci się może przytrafić? Ale główna rzecz, Kondeliku, że dzisiejsza wycieczka jest jakby jubileuszową, tak. Ty o takich rzeczach nie myślisz, ale ja wiem, że to dziś piętnasty, piętnasty, Kondeliku! Przed rokiem Pepcia poznała się z panem Wejwarą u Karafiatów — spojrzyj na kalendarz. Ty sobie nawet nie wyobrażasz, co taka data dla dziewczęcia znaczy, to pierwszy jubileusz naszej Pepci i Wejwary także. I ty chciałbyś im popsuć taki dzień uroczysty, Kondeliku? Odmówiłbyś im tych kilku godzin? Pójdziemy sobie wcześnie, po południu, i wieczorem o 8-ej będziemy w Pradze, jeszcze sobie gdzie zajdziesz, może i wszyscy pójdziemy, jeśli będziesz chciał. Trzeba ci było widzieć, jak radośnie Pepcia dziś wstawała, z jaką gorliwością szła do kościoła, jak się tam teraz modli, za ciebie, za mnie, za siebie i za Wejwarę, za ten cały pierwszy, szczęśliwy rok. No, co teraz na to powiesz?
Pan Kondelik upadł jakoś na duchu.
— Co na to mowię! Że w Padze było miejsca dosyć, choćby nawet na jubileusz dziesięcioletni, że jestem między wami, jak Józef egipski. Sprzedalibyście mnie, ludzie, sprzedali, gdyby znów przyszli ci handlarze chaldejscy...
— Izraelscy, staruszku, to byli izraelscy — zauważyła łagodnie pani Kondelikowa.
— I tymbyście mnie także sprzedali! — odciął mistrz i zwrócił się do sypialni, aby się ogolić. Widział, te niema ratunku; poddawał się.